niedziela, 8 marca 2015

"Czarci most" Anna Bichalska. Recenzja

Mogłoby się wydawać, że o mostach, bramach czy tunelach łączących równoległe światy powiedziano już wszystko. Tym większe zaciekawienie wywołuje „Czarci Most” Anny Bichalskiej, który ukazał się niedawno nakładem wydawnictwa Videograf. Chcąc powierzchownie i płasko potraktować całą fabularną koncepcję, można by rzec, że historia opowiedziana przez debiutującą pisarkę to zwyczajne powielanie istniejących już schematów. Jest jednak inaczej.
Ale od początku. Fabuła, na której opiera się powieść, wydaje się dosyć prosta. Nie zmęczy czytelnika, ale też nie dostarczy silniejszych wrażeń związanych z próbą zgłębienia zarysowanej tylko intrygi. Do rodzinnego miasteczka położonego w bliżej niesprecyzowanym miejscu, po śmierci swojej babci przyjeżdża Mikołaj Osadnik. W domu zastaje dawną przyjaciółkę, dziennikarkę Jagę. Los sprawi, że obydwoje będą musieli zmierzyć się koniecznością rozwikłania zagadkowej śmierci siostry Jagi i tajemniczego zaginięcia jej syna, Tomka.
Mikołaj, poszukując prawdy, szybko przekona się, że miejsce, do którego trafił, jest wyjątkowe. W Czarcim Moście od wieków funkcjonują obok siebie równoległe światy, czy też jak chce autorka – warstwy. Warstwy te zamieszkują rozmaici, mniej lub bardziej fantastyczni bohaterowie. Dzięki prastarej bramie spotykają się ze sobą, rozmawiają, a nawet współegzystują. Anna Bichalska, tworząc cały panteon niesamowitych stworzeń, sięga do folkloru: ludowych podań, legend i mitów. Bardzo chce, żeby postacie były jak najbardziej „swojskie”, stąd w kreacjach bohaterów tak wiele odniesień do mitologii słowiańskiej. Nie jest to jednak wierne odwzorowanie. W przypadku „Czarciego Mostu” to zaledwie punkt wyjścia, źródło inspiracji do snucia całkowicie wymyślonych opowieści.
Anna Bichalska, tak jak dzieje się to w baśniach, wyraźnie rozgranicza bohaterów na dobrych i złych. Może właśnie przez to postacie występujące w „Czarcim Moście” wydają się dość schematyczne. Nie ma tu miejsca na pogłębioną psychologizację. Nawet w przypadku Mikołaja i Jagi. Dosyć skąpo potraktowano też „wielkiego nieobecnego”, czyli Tomka. Niby zaginął, a jakoś go czytelnikowi w całej fabule nie brak… Jest za to przebogaty, nie tylko spowalniający narrację, ale i odwlekający zwrot akcji, opis niesamowitych miejsc i przedmiotów. Autorka poświęciła również mnóstwo uwagi na wytłumaczenie, jakimi prawami rządzi się przedstawiona w książce rzeczywistość. Dzięki temu w świecie Bichalskiej można się naprawdę niespiesznie rozgościć. Wszystkie elementy tej fantastycznej przestrzeni (a jest ich naprawdę sporo), dają się ogarnąć (ale niełatwo), a niemal każda rzecz wydaje się być prawie namacalna.
Choć mnóstwo tu niesamowitości, istot o nieczystych intencjach i odniesień do szeroko pojętego zła, „Czarci Most” trudno nazwać powieścią grozy. Zło w „Czarcim Moście” nie straszy, sceny zbrodni nie zatrzymują akcji serca, tak jak wspomniałam, dramatycznego niepokoju nie wywołują również wątki ginących w miasteczku w tajemniczych okolicznościach dzieci. Być może dzieje się tak przez charakterystyczny - lekki i ciepły styl autorki - który w „Czarcim Moście” uniemożliwił stworzenie klimatu niczym z sennego koszmaru. Z drugiej strony, to wcale nie musi być wada. Opowieść, wpadająca niekiedy w ton gawędziarski, mimo że bez „ciężkich”, makabrycznych opisów, odznacza się swoistym, niepowtarzalnym charakterem, który jak myślę, bez żadnego trudu powinien przypaść do gustu niejednemu, zwłaszcza młodszemu, czytelnikowi.

Ale w „Czarcim Moście” jest jeszcze coś, czego po prostu nie da się pominąć. Dzięki temu „elementowi” powieść udaje się obronić. Chodzi oczywiście o wspomnianą wcześniej baśniowość. „Czarci Most” to nie tylko kolejna historia o magicznej bramie. Może zabrzmi to trywialnie, ale parafrazując słowa Tolkiena, można powiedzieć, że powieść sama w sobie jest bramą. Pozwala powrócić do zapomnianego już chyba dzisiaj, irracjonalnego i dającego wytchnienie od otaczającej rzeczywistości, baśniowego świata. Autorka zadała sobie sporo trudu, nie tylko odwołując się do tradycyjnej topiki, ale też przypominając o pierwotnym „mówionym”, charakterze baśni. Niech świadczą o tym podania bądź opowieści umiejscowione w formie obszerniejszego cytatu w głównym wątku fabularnym powieści. Wszystkie duszyczki, rusałki, niesamowite stworzenia żyjące obok świata ludzkiego, a dodatkowo strażnicy, drzemiące gdzieś od wieków pradawne zło, no i rzecz jasna, wspominana wielokrotnie brama – przypominają czasy dzieciństwa. Autorka sama chętnie o nich wspomina i nie chce ich opuścić, przywołując chociażby „Akademię Pana Kleksa” – można powiedzieć „kultową” dla pokolenia pisarki opowieść o świecie pełnym cudów i niesamowitości.

Książce Anny Bichalskiej nie sposób odmówić literackiej poprawności i odwagi z próbą zmierzenia się z tylko z pozoru łatwą baśniową konwencją. Żeby powieść stała się przebojem, zabrakło jednak tego „czegoś”. „Czarci Most” zaciekawia, pobudza wyobraźnię i czaruje. Na pewno jest wart zauważenia.

Magdalena Szkudlarek

1 komentarz:

  1. Miałam podobne odczucia. Nie powaliło mnie na kolana, jednak kredyt zaufania następnej książce Bichalskiej dam.

    OdpowiedzUsuń