poniedziałek, 21 września 2015

Michał Gołkowski "Stalowe szczury" cykl.

Każda wojna jest straszna, każdy konflikt niesie za sobą cierpienie i śmierć. Nie ma tutaj różnicy, kto z kim walczy, gdzie, ani jak długo. Zazwyczaj nikt nie sądzi zwycięzców, a zwycięzcy pastwią się nad pokonanymi. Okropieństwa wojny przemawiają do wyobraźni bardzo mocno: obrazy, filmy, nagrania, czy relacje i opowieści tych, którzy przeżyli, powodują  często, że aż ciężko uwierzyć, aby jeden człowiek, drugiemu zgotował taki los.
Wśród tych wszystkich obrazów, wydaje się, że najokrutniejsza i najstraszniejsza była Wielka Wojna. Z pewnością była to batalia, która swoim szaleństwem, pchnęła w objęcia śmierci, niemal wszystkie armie świata. Nie było chyba, także innej, tak bezsensownej rzezi. Mam tutaj na myśli cały konflikt trwający do 1918 roku jak i pojedyncze, czy wielotygodniowe i miesięczne bitwy, często przerywane na dłuższy okres, aby po kilku miesiącach wybuchnąć na nowo. Bitwy o kawałek ziemi, o najbliższą linię okopów wroga, o mordowanie się dla mordowania. Przerażają i zarazem fascynują przedziwne narzędzia i machiny mające jeden cel. Zabić drugiego człowieka.

W taki świat wprowadza, a raczej bierze czytelnika za bety i wrzuca Michał Gołkowski w swoim cyklu „Stalowe szczury”.  Pierwszy tom opowieści o Karnej Kompanii, 5 Regimentu, Dywizji Piechoty, dowodzonej przez kapitana Reinharda, to przede wszystkim opowieść o męstwie i szaleńczej próbie utrzymania się przy życiu grupy niemieckich szturmowców. To opowieść brutalna, pełna krwi, flaków i wzajemnego mordowania się w błocie Wielkiej Wojny. To historia straceńców, którzy wydawałoby się, nie mają już nic do stracenia i są pogodzeni, że swój żywot zakończą w jednym z tysięcy zlanych wodą lejów, którymi usiane jest pole bitwy. To także opowieść o utraconej miłości kapitana Reinharda, której tajemnicę skrzętnie skrywa w schowanym pod mundurem medalionie, także o dyscyplinie i ślepym oddaniu podwładnych żołnierzy.
„Stalowe szczury. Błoto” to książka, którą pochłania się jednym tchem i nie szkoda wystygłej kawy i zapomnianego obiadu. Historia karnej kompani, nie kończy się wraz z ostatnią stroną, pozostaje w nas na długo.

Chciałoby się powiedzieć – I całe szczęście, bo Michał Gołkowski nie kończy historii jednym tytułem. Właśnie ukazał się drugi tom, osadzony tym razem nie w błocie frontu zachodniego, a w przestworzach ponurego nieba, usianego sterowcami i dwupłatowcami.
„Stalowe szczury. Chwała”, bo o tym tytule mowa, to kontynuacja pierwszego tomu, o którym wspominam wyżej. Po odnalezieniu i ocaleniu kompanii Reinharda, otrzymuje on zadanie zdobycia, zdawałoby się utraconego na zawsze i ukochanego sterowca „Marlene”.
Przerzuceni poza linię frontu, szturmowcy mają dotrzeć do francuskiej bazy, gdzie w hangarze spoczywa sterowiec, którym kiedyś dowodził kapitan Reinhardt. Muszą go porwać i dotrzeć do bazy niemieckiej.
Na początku wydawało się mi, że to główny temat powieści. Grupa szturmowców, dotychczas przyzwyczajona do wpadania w okopy wroga i masakrująca ocalałych obrońców, teraz niczym współcześni komandosi, w tajemnicy, pod osłoną nocy, muszą dotrzeć do „Marlene” i ją wykraść. Jednak tutaj Michał Gołkowski zaskoczył mnie kompletnie, ponieważ jest to tylko preludium do dalszych działań kompani. To początek niesamowitej przygody, która często będzie zdradzała elementy typowej powieści przygodowej, pełnej bitew, walk i szalonej ekspedycji. Wyobraźcie sobie, podniebne potyczki, podchody i abordaże. Pomyślcie o niebie usianym samolotami przechwytującymi i potężnymi lewiatanami, sterowcami uzbrojonymi w działa i gniazda karabinów maszynowych, nowoczesnymi, podniebnymi lotniskowcami i przedziwnymi wynalazkami, niczym z najlepszych powieści steampunkowych.
Sam autor w wywiadzie dla blogu Okiem na Horror powiedział: "Wierzę, że gdyby Wielka Wojna trwała dłużej, to z pewnością podobne wynalazki stałby się czymś powszechnym. Bo przecież wojna jest ukoronowaniem naszego rozwoju technologicznego".
Niemniej pomysłowość, czy fantazja autora przyprawia czytelnika o zachwyt i niedowierzanie. Kto z nas wpadłby na pomysł, aby ze sterowca, w kapsule, spuszczać poniżej pułapu chmur obserwatora, w zamkniętym  zasobniku, niczym trumnie. Takich niesamowitych wynalazków w książkach Michała Gołkowskiego znajdziemy wiele. Choć, oglądając zdjęcia z tamtych czasów i widząc niesamowite pomysły ówczesnych konstruktorów, faktycznie trzeba się zgodzić z autorem, że te przedziwne cuda techniki istniały naprawdę. Często niepraktyczne, nieudane lub zarzucone po testach - jednak istniały. Oczywiście nad wieloma projektami pracowano i po wojnie, jednak to osobna historia.

W drugim tomie „Stalowych szczurów”, także do końca poznajemy tajemnicę kapitana Reinhardta. Czyj wizerunek skrywa pod mundurem? Jakie były jego wcześniejsze losy? Dlaczego zdegradowany znalazł się w karnej kompani, na pierwszej linii frontu. Jest to krótki lecz ważny element powieści, co dziwne naprawdę wzruszający, co wydaje się tak nierealne w scenerii wojennych zmagań. Rozwiązanie tajemnicy kapitana, powoduje, że jeszcze bliżej "zagarniamy" dla siebie głównego bohatera książki.
Nie znajdziemy w Chwale, takiego nasycenia przemocy, jak w pierwszym tomie. Zdecydowanie pierwsze skrzypce gra tutaj historia i realizacja celu, zadania. Także bliżej poznajemy poszczególnych szturmowców, autor pokazuje nam ich ludzką twarz, niekoniecznie schowaną pod maską przeciwgazową.

Powieść, tak jak pierwszy tom, wręcz się pochłania i nie wiadomo kiedy przewracamy ostatnią stronę. Autor pozostawia nas z bohaterem w sytuacji, która ewidentnie, aż prosi się o stworzenie dalszych tomów cyklu. Sprawa zostaje otwarta. Tak się pewnie stanie. 
Tylko się zastanawiam, jak Michał Gołkowski to zrobi?
Jednak znając już, niesamowitą wyobraźnię Gołkowskiego, wiem, że ten czas nastanie i znowu kapitan Reinhardt, skradnie mi cały dzień. Znowu porwie mnie w wir Wielkiej Wojny. I zawładnie mną Flammender Ruhm - płomiennej chwały blask. 

Starałem pokusić się o porównanie obu tomów. Jednak nie jest to możliwe. To dwie powieści, gdzie mamy tych samych bohaterów, jednak w zupełnie innym środowisku, co powoduje, że porównywać ich nie ma sensu. Po prostu, obie są świetne. I nie mogą istnieć bez siebie.


Cykl świetny, zdecydowanie jedne z ciekawszych pozycji tego roku. Czekam na więcej.

Wywiad z Michałem Gołkowskim. Zapraszam.

1918R. Amerykańskie działko bezodrzutowe.

To zdjęcie zainspirowało Michała do stworzenia jednego z bohaterów powieści .

zestrzelony balon obserwacyjny.

Podgrzewany kombinezon.


Niemiecki sterowiec LZ93

* Wykorzystano zdjęcia udostępnione przez autora oraz Wielka Wojna w fotografii.

Michał Gołkowski
"Stalowe szczury. Błoto"
"Stalowe szczury. Chwała"
Fabryka Słów 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz