wtorek, 13 października 2015

Scott Sigler "Infekcja". Recenzja.


Scott Sigler to autor, który musiał „wychodzić” swoją popularność. Pomógł mu Internet oraz nagrywane podcasty z publikowanymi za darmo fragmentami powieści. W 2010 roku do sprzedaży trafiła w Polsce pierwsza część jego najbardziej znanej trylogii. Trzeba przyznać, że „Infekcja” jest tak absurdalna i niesmaczna, że aż intryguje.
Stany Zjednoczone stają w obliczu nowego, śmiertelnego zagrożenia. Zwykli obywatele pod wpływem nieznanego czynnika dostają szajby i stają się niezwykle agresywni względem otoczenia i samych siebie. Dochodzi do serii bardzo brutalnych morderstw, a przyczyna wciąż pozostaje nieznana. Powołany zostaje specjalny zespół do radzenia sobie z problemem, w skład którego wchodzi weteran z Wietnamu, a obecnie rozgoryczony policjant Dew Phillips, a także utalentowana biolog Margaret Montoya.
Równolegle poznajemy Perry’ego Dawseya, byłą gwiazdę futbolu amerykańskiego, którego kariera legła w gruzach po pechowej kontuzji kolana. Wychowywany twardą ręką, agresywny chłopak obecnie stara się ustatkować, pracując w korporacji jako specjalista od IT. Pewnego dnia odkrywa on na swoim ciele tajemnicze narośla, które wydają się żyć własnym życiem. Perry zaczyna słyszeć głosy i z przerażeniem stwierdza, że trójkątne wypryski są w stanie się z nim porozumiewać, a nawet wpływać na jego zachowanie. Podejmuje więc nierówną walkę o życie, chociaż każda kolejna godzina infekcji wpędza go w obłęd i paranoję.
Ile to już razy czytaliśmy o nieznanym zagrożeniu, zmieniających ludzi w agresywne bestie? Sigler jednak do końca trzyma czytelników w niepewności co do jego genezy. Bakteria? Wirus? Nieudany eksperyment? Atak terrorystyczny? A może inwazja kosmitów? Kiedy z ciał ofiar zaczynają wykluwać się mordercze, poruszające się trójkąty, trudno zachować powagę. Jednak opisy potwornych samookaleczeń dokonywanych przez jednego z bohaterów nie pozostawiają wątpliwości, że autor nie żartuje.

Sigler lekkim, nowoczesnym, młodzieżowym językiem umiejętnie łączy science-fiction z horrorem. Aby rozkoszować się powieścią, należy pewne wymysły pisarza przyjąć jako pewnik, nawet jeśli będą wymagały od nas przymrużenia oka. Również przy opisach makabry będziemy owe oko mrużyć, ale już z niesmakiem. Czytając te krwawe i mięsiste kawałki przed oczami miałem filmy Davida Cronenberga. Sigler dorównuje słynnemu reżyserowi w kwestii nakreślania rozpadu ciała, a to już jest komplement z wysokiej półki. Pisarz bawi się też popkulturowymi odniesieniami, wykorzystując w swojej twórczości nawet dosłowne cytaty z filmów, których wyłapywanie będzie ciekawym smaczkiem dla kinomanów.

„Infekcja” to dopiero początek. Problem dynamicznie się rozwinie, o czym przeczytamy w wydanym w 2015 roku „Zakażeniu”. Serię przejęło Wydawnictwo Gmork i mam nadzieję, że uda się wydać ją w całości. Chociaż do arcydzieła wiele książce brakuje, docenić wypada konsekwencję, z jaką Sigler realizuje swoją autorską, abstrakcyjną wizję. Przygotujcie się na to, że pierwsza część nie odkryje przed wami wielu swoich tajemnic, będziecie więc musieli czytać dalej i dalej. Może nawet usłyszycie w swojej głowie nakazujące głosy? 

Piotr Pocztarek

Scott Sigler – Infekcja (Infection)
Wydawca : Papierowy Księżyc 2010
Tłumaczenie : Łukasz Dunajski
Liczba stron : 412

1 komentarz:

  1. Strasznie lubię ten typ książek. Koniecznie muszę zerknąć i na tą. Fantastyka, horror - moje klimaty!
    Sama zaczynam przygodę z blogowaniem, tylko ja skupiam się na ... wlasnym pisaniu. Może Cię to zainteresuje? :)
    magical-history.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń