środa, 6 kwietnia 2016

Jacek Łukawski - Krew i stal.

Sto pięćdziesiąt lat po powstaniu Martwej Ziemi z twierdzy granicznej wyrusza oddział żołnierzy, by wąskim przesmykiem przekroczyć zapomnianą krainę. W starym klasztorze u podnóża Smoczych Gór ukryte jest coś, co musi powrócić do królestwa, zanim Zasłona Martwej Ziemi pęknie i zaniknie. Silny oddział pod dowództwem Dartora, starego, zaprawionego w bojach oficera, wkracza w suche stepy, by zmierzyć się z demonami przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Prawdziwy cel misji zna tylko przysłany w ostatniej chwili przewodnik. Lecz nawet on – tajemniczy Arthorn – nie przypuszcza, jaki los przygotowali dla nich bogowie i jak krucha jest równowaga znanego im świata.

Do polskiej fantastyki zawsze podchodzę z dystansem. Mam swoich ulubionych pisarzy: Jacka Piekarę, Dariusza Domagalskiego i ich rewelacyjne książki czy serie. Lubię powieści Jacka Komudy i Marcina Mortki, choć nie wszystkie, ale upatrzyłem sobie ich marynistyczną fantastykę. Oczywiście uwielbiam autora za miedzy: Zambocha, czy tych tworzących trochę dalej jak Joe Abercrombie i Williamsa. Czyli nie ukrywajmy specjalistą od wszelkiego heroic i rozciągniętych do granic możliwości sag nie jestem. Mało tego, piętnasty tom, gdzie bohaterami jest dwudzieste pokolenie z dziadów i pradziadów, z pierwszych tomów wręcz mnie mierzi. A przykładów zniszczenia początkowego wysiłku autorów mógłbym podać wiele, Choćby obłędnego "Malowanego człowieka" Bretta - później, im dalej w las, tym gorzej.
Podobnie jest zresztą z cudowną magicznością, czarami, zaklęciami i oklepanymi artefaktami. Nie jarają mnie magowie o długich brodach, gadające smoki i elfy szyjące z łuków gdzie popadnie. Pewnie ktoś się zapyta „To po cholerę to czytam”.  A tak. Zdarza się, że czasami fantastykę poczytam. Dlaczego nie?


Ostatnio padła mi w ręce „Krew i stal” Jacka Łukawskiego, pierwszy tom „Krainy martwej ziemi” wydany przez SQN. Z zapowiedzi wyglądało, że będzie to powieść w moim ulubionym klimacie, jaki prezentuje choćby wspomniany Miroslaw Zamboch. Czyli męska, twarda napierdalajka. O dziwo „Krew i stal” nią jest. To powieść o misji, honorze, może i przyjaźni żołnierskiej. To książka o twardych facetach, dla których codzienna służba w garnizonie, gdzie wieje nudą i nagle stają przed szansą, aby wyskoczyć i porobić mieczem, nadaje ich życiu sens. Takie powieści lubię, ten specyficzny klimat braterskiej więzi i honoru. Powieści takich jest wiele i Łukawski niczego nowego tutaj nie wnosi. Jednak wplątanie w fabułę słowiańskiej mitologii: strzyg, południc, ożywieńców i utopców, nadaje książce zupełnie inny wymiar, z którym dotąd się nie spotkałem. Choć w podobnym klimacie miała być  powieść  Rafała Dębskiego „Kiedy Bóg zasypia”, to w moim odczuciu autor nie podołał. Łukawski zaś zrobił to wyśmienicie i tym „Krew i stal” mnie uwiodła. Wprawdzie byłem trochę wkurzony, gdy autor w powieści po pewnym czasie skupił się na głównym bohaterze i „pozostawił” ciekawą kompanię, którą prowadził główny bohater -  Arthorn, to z czasem mu to wybaczyłem, ponieważ Jacek nie odpuścił fabule ani na chwilę i akcja toczy się ekspresowo.

Zupełnie innym smaczkiem jest bodaj trzykrotne nawiązanie w książce do Wiedźmina Sapkowskiego i Władcy  Tolkiena. Kilka zdań, które rozbawiły mnie doszczętnie, spowodowały, że Łukawski stał się moim idolem. Tak Moi Drodzy. Fantasy to nie tylko blondas latający z mieczem na plecach i niziołek z pierścieniem w kieszeni.  Mam wrażenie, że odniesienie się do tych powieści, także pokazuje podobne zdanie autora do mojego. 
Znowu gdy w trakcie czytania „Krwi i stali” wpadło mi w oko słowo „smoki”,  wystraszyłem się nie na żarty. O Boże – pomyślałem i przed oczami zobaczyłem gadającego Smauga i ujeżdżone jaszczury z Dragonlance. Na szczęście smoki u Łukawskiego to zwykle gady, bardziej przypominające stada drapieżników, niż opiekunów niewyobrażalnych skarbów. I całe szczęście Jacku, że poszedłeś w tą stronę. Dziękuję.

Podsumowując .
„Kew i stal”  to historia napisana z polotem, mocno osadzona w naszej rodzimej, pogańskiej mitologii. Napisana z zębem, przy której nie ma szans na nudę, czy niepotrzebne rozciągnie akcji. To książka z ciekawymi i wyraźnymi bohaterami, nie zblazowana typową papką fantasy.

Polecam serdecznie, bo warto.

Jacek Łukawski
"Krew i stal" 
Cykl: Kraina martwej ziemi.
Wydawnictwo SQN 2016

1 komentarz: