niedziela, 15 stycznia 2017

Carla Mori - Kostuszka

Brzostowscy wraz z ośmioletnią córką wiodą spokojne i szczęśliwe życie na południu Anglii. Z dala od rodziny, z którą nie zawsze się dogadywali, snują plany i marzenia na długie, wspólne lata. Jednak któregoś dnia w ich domu pojawia się włamywacz, z zimną krwią mordując Annę. Jej mąż staje się głównym podejrzanym i wspólnie z opieką społeczną decyduje o przekazaniu tymczasowej pieczy nad dzieckiem babce i ciotce, zamieszkującym w Polsce. Dotknięta głęboką traumą dziewczynka, z dnia na dzień pozbawiona obojga rodziców, ląduje w obcym kraju, wśród obcych dla siebie ludzi. Jeśli wydaje Ci się, że najgorszym dziecięcym koszmarem jest utrata rodziców, spróbuj sobie wyobrazić, co czuje, kiedy najbliżsi mu ludzie okazują się również najbardziej okrutni. Czasami jedynym schronieniem przed bólem bywa miejsce mroczne i niepokojące. Miejsce, w którym można dowiedzieć się zaskakującej prawdy o sobie...


Z tego typu powieściami mam często problem. Zawsze bardzo emocjonalnie reaguje, gdy bohaterem powieści jest dziecko, które cierpi dręczone przez innych i musi stawić czoła światu, do którego brutalnie zostało wrzucone wbrew swojej woli. Zapewne bierze się to z tego, że jestem ojcem kilkuletniej córki i świadomość delikatności dziecka i ojcowskiej miłości do niego, zawsze siedzi gdzieś z tyłu głowy podczas czytania takiej lektury. Oczywiście nie jest to zarzut dla powieści Carli Mori. „Kostuszka” ukazała się nakładem Videografu i jest to z pewnością jedna z lepszych książek tego wydawnictwa. Powieść czytałem dwa razy. W wersji elektronicznej i po premierze, gdy dotarł do mnie egzemplarz papierowy. Szczerze mówiąc, dopiero wtedy w pełni mogłem dać się pochłonąć lekturze. Moja niechęć do książek w formie elektronicznej jest moim znajomym ogólnie znana. Cóż, widocznie jestem takim niereformowalnym typem, który do wszelkich nowinek podchodzi z dystansem.
Wróćmy jednak do powieści.

„Kostuszka” to druga powieść Carli Morii. Autorka pochodząca z Częstochowy, obecnie mieszka na wyspach i tam powstawała powieść. Dlaczego o tym wspominam? Przyczyna jest oczywista. „Kostuszka” to powieść bardzo osobista i czytając ją, zastanawiałem się jak dużo jest w Kostuszcze z Carli, jak mocno w umyśle autorki utrwalił się obraz fanatycznego katolicyzmu, z którym podejrzewam miała do czynienia i bardzo możliwe, że wiele z opisanych sytuacji mogło wydarzyć się w przeszłości naprawdę. Mam nadzieję, że się nie mylę. Zresztą podobne odczucia miałem czytając „Drogę do piekła” Przemysława Piotrowskiego i trafnie odgadłem osobiste „wycieczki” w powieści tego autora. Mam wrażenie, że takie sceny czy zdarzenia można wyłapać, znając nawet tylko biogram autora. Więc „Kostuszka” to powieść bardzo osobista, jakby rozliczenie się z przeszłością od której  autorka uciekła. Gdzieś głęboko w głowie, te wspomnienia tkwią i może w ten sposób Mori chciała rozliczyć się z dawnym okresem w swoim życiu.

Nie jest to idealna powieść. Spotkałem się z opiniami, że końcówka może rozczarować, że autorka lekko pogubiła się fabularnie, że można znaleźć braki w wątkach, pewne zdarzenia mogą wydawać się nierealne, tak jakby podczas tworzenia powieści zabrakło researchu.
Zgoda.
Powieść zaczyna się dość mocnym uderzeniem, rodzinną tragedią, morderstwem dokonanym na oczach małej dziewczynki. O czyn ten zostaje oskarżony ojciec, zaś Konstancja (Kostuszką nazywali ją rodzice)  trafia do swojej rodziny w Polsce. Wspominam o tym, ponieważ czytając całą powieść, czekałem na wyjaśnienie sytuacji z aresztowanym ojcem dziecka. Jednak nic z tego, nie dowiemy się jakie losy spotkały ojca Kostuszki i to może trochę rozczarowywać. Jednak wiem, że zbrodnia była tylko pomysłem na zawiązanie akcji, na przeniesienie jej z Wielkiej Brytanii do Polski i myśląc w ten sposób, można obronić brak informacji o losach ojca. Chociaż, aż prosiło się, aby w prologu choć jedno zdanie umieścić zamykające temat.
Ci którzy spodziewali się dalszego punktowania negatywnych elementów powieści Morii mogą być zawiedzeni, ponieważ na brakach w warstwie fabularnej kończą się minusy książki.

Jeżeli chodzi o plusy powieści, to można wymieniać ich sporo i zdecydowanie przeważają, powodując, że książka jest jedną z ciekawszych jakie ukazały się na rynku polskiej grozy. O ile wspomniana warstwa fabularna ma pewne niedociągnięcia, to język, styl i opisy są majstersztykiem. Mori pisze wyjątkowo, czuć kobiecą rękę i pewien jestem, że żaden facet nie byłby w stanie tak odwzorować umysłu bohaterki, w taki sposób opisać relacji z babcią i ciotką dziecka, które mówią o nim „bachor” i znęcają się psychicznie i fizycznie. Wspaniałe tło i rewelacyjne dialogi, są chyba największym plusem powieści. Wyjątkowe wśród polskich autorów ukazanie relacji pomiędzy bohaterami sprawia, że powieść wręcz się pochłania. Czytając „Kostuszkę” miałem wrażenie, że jest to scenariusz filmowy, że pewne sytuacje i sceny są niczym żywcem wyjęte z filmów grozy, że autorka część swoich pomysłów zagarnęła np. z azjatyckiego horroru. O dziwo, nie przeszkadzało mi to, ponieważ nie był to plagiat filmowych slasherów, a jakby zapożyczenie samego pomysłu odpowiednio ubrane w słowiańską demonologię, co nadało nowy wyraz zdawałoby się znanym obrazom.

„Kostuszka” to powieść obowiązkowa dla każdego miłośnika literackiego horroru. Chyba każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Usatysfakcjonowani powinni być miłośnicy pogańskich demonów, horroru naturalistycznego i psychologicznego w klimatach Jacka Ketchuma i krwawych powieści b-klasowych w stylu Grahama Mastertona. Taka mieszanka powoduje, że książka Carli Mori nabiera uniwersalnego wyrazu i jest udaną odpowiedzią na pytanie „Dokąd zmierza współczesny polski horror?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz