poniedziałek, 25 września 2017

Copernicon! W drodze przez armagedon, ku rozmyślaniom nad polską grozą.



Na Copernicon wyruszyłem po godzinie piętnastej w piątek. Trzy godziny drogi i powinienem być na miejscu. Tym razem wybrałem trasę przez mniejsze miejscowości, omijając bramę Kaszub – Chojnice. Ze wspomnieniami z zeszłego roku, nastawieniem na świetną imprezę, pełen pozytywnej energii „gnałem” w kierunku Torunia. Dojeżdżając w rejony Sępulna Krajeńskiego mijałem rejon, nawiedzony przez tegoroczny armagedon który spustoszył rejony Kaszub. Już po kilku kilometrach za Sępulnem moim oczom ukazały się zniszczone lasy. Setki połamanych na wysokości kilku metrów drzew, potężne „grzyby” z korzeni sterczące nad powierzchnią ziemi i położone jak zapałki olchowe i brzozowe lasy wywarły zatrważające wrażenie. Pomimo, że nie było to epicentrum kataklizmu, wrażenie było straszne. Połacie lasu jakby po wybuchu tysięcy pocisków. Podobny widok miałem okazję oglądać tylko na zdjęciach z czasów pierwszej wojny światowej, z terenów frontu zachodniego. Straszny, przerażający widok. Z mrocznymi myślami dotarłem do Torunia.


Na miejscu oczekiwała mnie Gosia, jeden z orgów konwentu. To bardzo miłe i jedyne takie zachowanie, gdzie na gości Coperniconu oczekuje osoba, która wita ich, wręcza pakiety ulotek, planów, wejściówki i informuje o tym, aby dzwonić z każdą pierdołą. Nigdzie z takim czymś się nie spotkałem,. Tylko na Coperniconie, co roku. Po szybkim ogarnięciu się, przemieściłem się na miejsce, gdzie o dziewiętnastej zaczynał swoją prelekcję Maciek Lewandowski i bardzo fajnie opowiadał o nowoorleańskim voodoo. O dwudziestej zaczynał się panel poświęcony popkulturze, którego miałem być przyjemność jednym z gości. Dwugodzinna niemal rozmowa, w moim przekonaniu była trochę za długa, powiedzmy szczerze, że prowadząca skupiła się na video blogach i podcastach. Praktycznie bardzo mało było mowy o blogach tradycyjnych, więc pozostał lekki zawód. Jednak sama dyskusja wśród zaproszonych gości była bardzo ożywiona, więc starałem się jakoś odnaleźć w audio i video sferze popkultury.

Reszta wieczoru i noc, to szwendanie się po knajpach, spotykanie znajomych, rozmowy, dyskusje i kupa śmiechu. Zaczęliśmy od spotkania w naszym grozowym środowisku, gdzie razem z ekipą Carpe Noctem, Konglomeratu Podkastowego wypiliśmy piwo. Na miejsce dotarła także Marta z redakcji OkoLicy Strachu, więc była okazja, aby porozmawiać o dalszych planach związanych z kwartalnikiem. Troszkę błądząc w nocy, wraz z Krzyśkiem „Korsarzem” dotarliśmy do pokoju i tam przeniosły się dalsze rozmowy dotyczące OkoLicy Strachu. 

Ranek przywitał nas zachmurzonym niebem i pysznym śniadaniem, zaś obiad w toruńskiej pierogarni okazał się idealnym pomysłem. Drugi dzień Coperniconu to głównie spotkania i prelekcje. Niesamowita prelekcja dr. Dariusza Brzostka - kulturoznawcy, o relacjach zachodzących pomiędzy drapieżnikiem i ofiarą nie tylko w literaturze grozy. Udało się nam z Dariuszem porozmawiać po prelekcji i namówić do napisania artykułu, do grudniowego wydania OkoLicy Strachu. Mam nadzieję, że to początek naszej współpracy, ponieważ ogrom wiedzy i tematyka którą ten toruński wykładowca się zajmuje jest fascynująca. Więc już teraz wiem, że numer specjalny będzie naładowany świetną publicystyką.
Obowiązkowo posłuchałem prelekcji 
Korsarza o zapomnianych, a wybitnych pozycjach wydawniczych z kręgu szeroko rozumianej grozy i okultyzmu. Prelekcja przyciągnęła sporą liczbę słuchaczy, a Krzysiek, jak zawsze dogłębnie przedstawił fenomenalne książki.
Ważnym punktem programu było dla mnie spotkanie z Michałem Gołkowskim. Uzbrojony we wszystkie książki z uniwersum Stalowych Szczurów udałem się na popołudniowe spotkanie.
Fantastyczna charyzma, niesamowity sposób w jaki Michał opowiadał o researchu gdy pisał "Konigsberga", zdjęcia współczesne miasta, ale też te z czasów Wielkiej Wojny. Snucie opowieści, emocje, zdjęcia, a czasami złość spowodowana zniszczeniem przez Anglików i Sowietów tego cudownego miasta, wylewała się niemal z ust Gołkowskiego. To był niemal spektakl, monolog na najwyższym aktorskim poziomie. Oczywiście nie każdemu mogła odpowiadać ta forma, jednak ja byłem zafascynowany.
Kolejne spotkania to moja prelekcja o renesansie w literackiej grozie. Czy możemy mówić o jakimś wielkim bumie? Czy faktycznie literatura grozy, ta polska, przeżywa wzrost? Wg wszelkich danych TAK. Jednak co stanowi problem, że nadal jest na marginesie topek w sieciach księgarskich? Dlaczego przeciętny czytelnik zna tylko cztery nazwiska: Kinga, Lovecrafta, Mastertona i Dardy? Więc mamy ten renesans? Ja szczerze mówiąc nie znam odpowiedzi i od tego zdania zacząłem prelekcję. Udało się mi namówić do dyskusji zebranych słuchaczy i to było fantastyczne. 

Gdy wieczorem myślałem nad wszystkimi słowami, które tam padły, to dochodzę do wniosku, że na renesans musimy jeszcze poczekać. Brakuje nam polskiego Kinga, którego na siłę jedno z wydawnictw stara się stworzyć. Brakuje nam spektakularnego sukcesu, profesjonalnego marketingu i autora z charyzmą. Ponieważ świetnych pisarzy mamy, tylko właśnie czegoś cały czas brakuje.

Kolejne nasze spotkanie dotyczyło OkoLicy Strachu. Historia, aktualny numer, anegdoty, plany na przyszłość. Zaprezentowaliśmy grafikę do wydania specjalnego magazynu. Mam nadzieję, że domkniemy wszystkie tematy. Niestety frekwencja była słaba. Nie wiem, czy to kwestia późnej godziny, czy może temat był nieatrakcyjny. Szkoda, ale cóż. Rok 2018 to plany z wystartowaniem z nową inicjatywą, z kolejną serią Biblioteczki Grozy OLSa. Jednak o tym napiszę w przyszłym roku.
Wieczorne spotkanie w jednej z toruńskich knajp przyniosło ożywione dyskusje nt kondycji konwentów, organizacji i zastanawia się, do czego to zmierza i jaki przybierze kształt. Bardzo fajna i burzliwa momentami rozmowa. Rozeszliśmy się około dwudziestej czwartej i razem z Krzyśkiem ruszyliśmy do hotelu, gdzie kontynuowaliśmy rozmowy na różne tematy.
Ostatni dzień konwentu to spotkanie z Katarzyną i Rafałem Kosik, autorem min „Różańca” . Szkoda, że krótkie, jednak mam nadzieję, że jeszcze to nadrobimy.
Godzina jedenasta i powrót do domu, przez tereny zniszczone nawałnicą.

Copernicon to najlepiej przygotowany i zorganizowany konwent na jakim bywam. Gość programu czuje się naprawdę świetnie, zawsze może liczyć na pomoc organizatorów i nawet dzwonienie tuż przed moim wyjazdem i ponownie pytanie: "Czy może jakoś mi jednak pomóc?" powoduje, że jak co roku jestem zachwycony podejściem organizatorów do tego co robią. A robią Copernicon REWELACYJNIE!
Dziękuję Wam bardzo.

Na długo w pamięci zostaną mi spotkania z Marcinem Knyszyńskim ( piszącym do OkoLicy Strachu) Sylwkiem Kozdrojem, fanem czasopisma, resztą grozowego środowiska i wspaniałymi autorami i prelegentami i ekipą Fantasmarium. Oczywiście nie udało się porozmawiać ze wszystkimi, lub na dłuższe rozmowy nie było czasu. Niestety tak to jest, gdy program jest tak straszliwie napchany i przyjeżdża tylu ludzi. Szkoda, że spotkania pokrywały się, i w czasie gdy my prowadziliśmy swoje prelekcje, ekipa Carpe w tym samym czasie miała swoje. Szkoda, bo nie udało się posłuchać kolegów. Pozostaje więc podcast :)

W tym roku odwiedzających toruński Copernicon było zdecydowanie więcej. Wróżę jak najlepiej tej imprezie.

Widzimy się za rok!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz