wtorek, 21 lipca 2015

O punk rocku, rozczarowanej Puzyńskiej i niebezpiecznej Bondzie. Relacja ze spotkań autorskich.

PUNKS NOT DEAD

Co chwila wyglądam przez okno i widzę, jak pogoda z minuty na minutę pieprzy się coraz bardziej. Spotkania z Puzyńską i Bondą mają odbyć się w ogródku hotelu Sint Ji. Już to widzę w wyobraźni, wiem, gdzie usiądziemy i jak wszystko powinno się potoczyć. Zaczyna padać – cholera. Nie, nie pada, leje. Czekam aż Kasia dojedzie do Szczecinka, w końcu dostaję od niej smsa: „Jeszcze godzina”. „Kurna” – myślę – „spóźnimy się, na bank”. Wszystko wali się na głowę, auto, którym mam przewieźć sprzęt nagłaśniający odmawia posłuszeństwa, deszcz leje, a gwiazdy nie widać. Pożyczam samochód i jadę po sprzęt, a potem do Sint Ji. O dziwo, wszystko przygotowali już na miejscu. Wspaniale. Brawo. Wdrażamy plan B. Impreza w środku. Ludzi przybywa, czekają, ja też czekam, już mamy spóźnienie. Nagle info, że dziewczyna od gliniarzy z Lipowa już jest w Szczecinku. 

Wchodzi.

Koszulka firmowa Okiem na Horror, przycięte jeansy z dziurami, jakby dopadł ją jakiś psiak i trampki. Jest git. Tomek, nadworny fotograf podnosi kciuk.
Zaczynamy spotkanie. Ponieważ Art Piknik to głównie impreza muzyczna (w jej ramach odbywają się spotkania z literaturą), zaczynam od pytania o muzykę i o pewne zdjęcie, gdzie Kaśka Puzyńska widoczna jest z irokezem na głowie, bundeswerką i kostką, na której przyszywało się plakietki z Dezerterem, KSU, TZN Xenna, Pieprzę politykę, i w ogóle jakie się w domu miało. Stare czasy, ale jakie wspaniałe. Kaśka opowiada: o swojej kapeli, o braku pojęcia gry na basie, o swoim idolu: Sidzie Viciousie z Sex Pistols (jakżeby inaczej).
W spotkaniach najfajniejsze jest to, że nigdy nie wiadomo, jak się potoczą, nawet jeżeli pytania są dokładnie przygotowane. Dlatego w dużej mierze to improwizacja. I w tym cały urok.
Schodzimy na temat książek, czytelnictwa, zaczynamy rozmawiać o naprawdę wielu rzeczach. Magda z OnH dzielnie zadaje pytanie za pytaniem, ja coś dorzucam od siebie. Puzyńska jeszcze mocniej się broni, nie zdradzając nawet najmniejszego szczegółu dotyczącego ekranizacji.


ROZCZAROWAŁEŚ  MNIE.

Kaśka opowiada dalej, słucha się jej wspaniale. Czuć, że to taka swojska dziewucha. Nagle zaczyna opowiadać o tatuażach, pokazuje swoje na ramionach.
- Kto z państwa ma tatuaże? – pyta.
 Na sali cisza. Niezrażona, zwraca się do mnie.
- A ty masz tatuaż?
Odpowiadam:
- Nie.
Na to Kaśka przy wszystkich
- Rozczarowałeś mnie.
Powiem szczerze, że mowę mi odebrało i coś tam zabełkotałem bezsensownego pod nosem. Powiedziała to w taki sposób,że cienia żartu nie szło wyczuć. Zabrzmiało bardzo poważnie.
Hmm, siedzę teraz i myślę, że skoro tak po punkowemu, to chyba powinienem jakiś mieć, albo nawet dwa.


Ponad godzinne spotkanie powoli się kończy. Dostaję smsa od Kasi Bondy, że pociąg spóźniony jest o 60 minut. Kurwa. Kocham PKP. Ogłaszam tę mało wesołą wiadomość i liczę, że ludzie się nie rozejdą po domach. Kaśka Puzyńska rozdaje autografy i podbiera mi plakat. Mówi, że chce go zabrać -ten punkowy. Spoko. Ciekawe, co z nim zrobi.
Ja jadę na PKP, tam pani przez wspaniały system nagłośnieniowy informuje:
„Pociąg relacji Warszawa-Kołobrzeg jest opóźniony o dodatkowe 20 minut”.
No comment.


ZAZDROSZCZĘ CI SPOTKANIA Z BONDĄ I WSPÓŁCZUJĘ.

Tak napisał mi ostatnio jeden ze znajomych. Pewnie jak to czyta, to wie, że o nim mowa.
- Dlaczego? - zapytałem
- Wiesz… świetna pisarka, ale pewnie będziesz miał problem, aby się skupić na pytaniach.
Miał rację. Podobnie zresztą, chyba mieli moi koledzy, którzy mieli robić zdjęcia. Jakoś nie mogę za wiele ich znaleźć ze spotkania z Bondą.

PKP.
Kaśka wyszła z przedziału, taszcząc walizę i starając się opanować psa, z którym przyjechała. Okularnikowa sukienka wyróżniała ją spośród szarego tłumu.
Jedziemy prosto na spotkanie, tam ludzie się już niecierpliwią.
- Zmienię buty i schodzę- mówi.
Ok.
Gdy już idzie pomiędzy ludźmi, rozlegają się brawa. Staram się zapowiedzieć:
- Katarzyna Bonda, królowa polskiego kryminału.
I tyle, Bonda łapie za mikrofon i nie czeka na koniec mojej przemowy, wita się ze wszystkimi.
Zaczęło się.
Standardowo po zadaniu dwóch pytań mam już odpowiedzi na następne cztery. Skąd ja to znam. W październiku zeszłego roku było podobnie. Bonda gada jak najęta. Ale jak!
Będę teraz słodził, bo inaczej się nie da.


Nikt, ale to kompletnie nikt tak nie opowiada o emocjach, jakie towarzyszą pisaniu. Nikt tak jak ona nie mówi non stop i hipnotyzuje zebranych. Jest wesoło, są anegdoty, ale często także robi się bardzo osobiście, poważnie, smutno. Wspaniale opowiada o Romualdzie Rajsie „Burym”, o pogromie wiosek białoruskich w czterdziestym szóstym roku, o emocjach, jakie ludźmi tamtych czasów targały, o tym, że wojna nie dla wszystkich się skończyła i pozostały sprawy z przeszłości do załatwienia. Mówi o nas, o naszym narodowym wstydzie, zmowie milczenia, o reakcjach na jej najnowszą książkę „Okularnik”.
Bonda to nie tylko pisarka, autorka kryminałów, to wspaniały gawędziarz, który opowiada w niesamowity sposób historie życia.
- Nie myślę o was, gdy piszę książkę - mówi do zgromadzonych. - Ale piszę ją dla każdego z was osobno, bo samotne czytanie powieści to doznanie bardzo intymne.
Ludzie siedzą praktycznie dwa metry od niej, wpatrzeni i się uśmiechają, a ona czaruje, uwodzi głosem i historiami. Gdy już odrywam od niej wzrok, widzę wiele książek, które jej czytelnicy przynieśli ze sobą i czekają naszykowane, panuje absolutna cisza, Kaśka dalej snuje swoje opowieści. Można by jej tak godzinami słuchać. W końcu zapytuje:
- Wy nie macie mnie jeszcze dosyć?
Powoli kończymy. Brawa, autografy i co chwila stuk stuk bondowej pieczątki, wywiady.

JAK KOMUŚ POWIESZ, TO CI URWĘ JAJA

Po spotkaniu staramy się znaleźć lokal, gdzie o dwudziestej drugiej można coś jeszcze zjeść.
Niestety, pomimo wakacji i aspiracji Szczecinka jako miasta nastawionego na turystykę, graniczy to z cudem. Tak, po dwudziestej drugiej pozostaje zjedzenie spieczonego kebaba albo hot-doga na Orlenie. Jednak udaje się. Cuda się zdarzają. Odstawiam auto, przychodzę, zastaję Kasię przy zamówionym piwie, za chwilę na stole ląduje pizza. Rozmawiamy o wszystkim i niczym, o sprawach błahych osobistych, pracy, rodzinie, o tym co dzieje się w mieście. Mamy także, jak się okazuje, swoje tajemne sprawy.
- Jak komuś powiesz, to ci urwę jaja – mówi Kaśka.
Wierzę jej. Powiadają także, że milcząca Bonda, to wściekła Bonda. Lepiej nie ryzykować.
Odprowadzam Kaśkę do hotelu, sam jestem jeszcze naładowany emocjami, wracam do domu.

Pamiętam, jak przed organizacją spotkań z Kasią Bondą i Puzyńską były w mieście osoby, które twierdziły, że literatura na Art Pikniku, to porażka, że to nie sztuka, że nie pasuje i nic z tego nie będzie. Wtedy też sobie obiecałem, że jest to ostatni tego typu projekt, jaki robię, że wystarczy walki z wiatrakami. Ale gdy dziś pomyślę, jaka to była zajebista niedziela i niech tak pomyśli choćby dziesięć osób, to warto to robić.

Dopisek. 21.07.2015 dwa dni po spotkaniu.
Kupienie książki, którejkolwiek autorki, w Szczecinku stało się nie lada wyzwaniem. Dzwonią ludzie do siebie i chcą pożyczać, księgarze wyruszają do hurtowni.
Pomyślcie, wiecie kto, jeżeli to czytacie. Sztuka to też literatura.



FOTO GALERIA

















Ściana z autografami w Sint Ji





Wykorzystano zdjęcia:
*Tomasz Agaszko
*Krzysztof Rynek Rynkiewicz
*Polacy nie gęsi i swoich autorów mają
*SINT JI
* Katarzyna Puzyńska
*własne

3 komentarze:

  1. Panie Sebastianie! Dotychczas znałam tylko jedną książkę Pani Bondy. Dziś mam już 2 i dodatkowo 2 Pani Puzyńskiej. Trzeba było obdzielić wszystkich domowników inaczej byłaby wojna :D Zdecydowanie warto to kontynuować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. To miłe słowa. Bonda zapowiedziała, że będzie jeszcze w Szczecinku, Kaskę Puzyńską też namówimy, może dołożymy jeszcze ze trzech pisarzy i zrobimy festiwal kryminału? :)

      Usuń
    2. To by było coś!

      Usuń